Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Warto się rozejrzeć...

Data publikacji 15.01.2011

Grzywacz to romantyk, sójka jest wścibska, niewielki grubodziób ma 50 kg siły nacisku dzioba, a orła bielika można spotkać nad Wisłą na Tarchominie – tego wszystkiego dowiaduję się, rozmawiając z asp. sztab. Krzysztofem Stachyrą. Fotografia przyrodnicza jest dla niego odskocznią od pracy. Poświęca jej swój wolny czas od trzech lat. Jego zdjęcia w ubiegłym roku zostały nagrodzone w dwóch konkursach fotograficznych.

Drugie życie Białołęki

Z asp. sztab. Krzysztofem Stachyrą spotykam się w Komisariacie Policji Warszawa Białołęka, w miejscu, w którym pracuje on od 17 lat. Białołęka to jedna z najszybciej rozbudowujących się dzielnic Warszawy. Dookoła wieżowce, nowo powstające osiedla mieszkaniowe, sklepy, punkty usługowe, przystanki, prawie zupełny brak zieleni – typowe blokowisko, warszawska „sypialnia”. Tak widzę to miejsce - jeszcze nie wiem, jak zostanę zaskoczona.

Krzysztof Stachyra przez większą część służby (10 lat) był kierownikiem rewiru dzielnicowych na Białołęce. Teraz pełni obowiązki zastępcy naczelnika wydziału prewencji w tamtejszym komisariacie policji. Od jakiegoś czasu również mieszka w tej dzielnicy - wybrali to miejsce wspólnie z żoną. Ceni je za możliwość obcowania z przyrodą. Jest las, płynie Wisła, wychodząc na spacer można spotkać wiele interesujących gatunków ptaków. Chociaż, jak sam twierdzi, trochę zbyt dużo się tam buduje i zbyt szybko rośnie liczba mieszkańców, co nieco zakłóca równowagę tego miejsca. Niemniej jednak wiele ciekawych zdjęć zrobił właśnie tam, a dokładniej na Kępie Tarchomińskiej leżącej wzdłuż wałów Wisły.
Jedno z tych ważniejszych obrazuje jego pierwsze spotkanie z zimorodkiem. Do ciekawszych przyrodniczo spotkań na białołęckim odcinku Wisły zalicza również spotkanie z ogorzałką (wodnym ptakiem z rodziny kaczkowatych) i dzięciołem czarnym, który akurat wykuwał dziuplę. - Za każdym razem kiedy odkuł odpowiednią porcję drzazg, wyrzucał je energicznym ruchem dzioba na zewnątrz – opowiada Krzysztof Stachyra i dodaje – To spory ptak i średnio musi uderzyć dziobem około 300 tys. razy, żeby wykuć dla siebie mieszkanie.
Na Tarchominie ocalał fragment starego lasu dębowo–grabowego, porastającego niewielkie wzniesienia, które kiedyś pewnie były piaszczystymi nadwiślańskimi wydmami. W jednej z dziupli drzewa zadomowił się tam puszczyk. Krzysztof często go odwiedza, fotografuje, a nawet próbuje dokarmiać.
Kolejna ciekawostka. Dowiaduję się, że Wisła na białołęckim odcinku stanowi dobre miejsce zimowania dla różnych gatunków ptaków. Zrzut wód z oczyszczalni Czajka powoduje, że rzeka w tym miejscu nie zamarza, dzięki czemu stanowi dobre miejsce żerowania. Znajduje się tu jedna z ostoi orła bielika, zlatują się one prawdopodobnie z całego regionu. Migrują za jedzeniem, a na tej niezamarzającej wodzie żeruje dużo kaczek. Żerują one w dzień, a w nocy siadają na lodzie i niejednokrotnie przymarzają. Na to czekają bieliki, nie muszą nawet polować.
Jeszcze jeden atut tego miejsca. Policjant przekonuje, że z brzegu Wisły na Białołęce dobrze się fotografuje. - Brzeg w tym miejscu jest wysoki i ptaki jak przelatują to zazwyczaj znajdują się na wysokości obiektywu – mówi fotograf.
Człowiek, żyjąc w mieście – pośród budynków, samochodów, tramwajów, w ciągłym pośpiechu – prawie zupełnie zatraca umiejętność dostrzegania tego wszystkiego, co dzieje się w przyrodzie. Nawet w mieście toczy się życie w przyrodzie - zupełnie inne, tuż obok nas, o czym najczęściej nie mamy pojęcia, a wystarczy się rozejrzeć.

Podwójna pasja

Tak na dobre fotografią przyrodniczą zajął się 3 lata temu. Jak twierdzi, po ostatnich 10 latach intensywnej pracy, poświęceniu się rodzinie i wychowaniu dzieci, potrzebował takiej odskoczni. Dzięki swojej pasji odzyskuje spokój i równowagę. - Na początku starałem się wykorzystywać każdą wolną chwilę, by robić zdjęcia, ale w głowie kotłowały się myśli, że za dwie godziny trzeba być w pracy, albo odebrać dziecko z przedszkola – opowiada policjant. - Teraz już wiem, że szybko nie da się zrobić dobrych zdjęć, trzeba do tego podejść ze spokojem, wszystko zaplanować, wygospodarować czas, np. całe przedpołudnie, posiedzieć od 4.00 rano i poobserwować - dodaje z przekonaniem.
Zapytany o początki swoich zainteresowań, wraca do wczesnych lat szkolnych. Pierwszą pasją była ornitologia. W 4 klasie szkoły podstawowej bardzo chciał mieć atlas ptaków. W warunkach poprzedniego ustroju był on nie do kupienia. Krzysztof jednak się nie poddał, zrobił swój własny. Wypożyczał atlas ze szkolnej biblioteki, przepisywał go kartka po kartce i doklejał zdjęcia ptaków, które udało mu się zdobyć z różnych czasopism. Dzisiaj na półkach w domu stoi wiele książek i atlasów przyrodniczych, ale o tamtym opowiada z sentymentem. Dodaje, że praca nad własnym atlasem ptaków, utrwaliła jego wiedzę i wiele informacji pamięta właśnie z tamtych czasów.
Natomiast fotografią, tak na poważnie, zainteresował się w szkole średniej. Kolega opiekował się ciemnią fotograficzną i kiedy ich rówieśnicy oddawali się innym rozrywkom, oni spędzali ten czas właśnie tam. Rodzice Krzysztofa kupili mu wówczas sprzęt fotograficzny i powiększalnik. Dzięki temu zdobył solidne podstawy warsztatowe - doświadczenia z kadrowaniem zdjęć i ich obróbką. Świat fotografii go wciągnął. Teraz, po latach, wrócił do swoich pierwotnych zainteresowań i od trzech lat systematycznie je rozwija.

Wspólna pasja przyspiesza rozwój

Krzysztof Stachyra pokazuje zdjęcie, na którym pośród gąszczu gałęzi ledwo można dojrzeć małego zimorodka. - Takie były moje początki – mówi. - Zdjęcie w zasadzie dokumentalne, zrobione na Kępie Tarchomińskiej. Kolega Andrzej, z którym od paru lat fotografuję, powiedział wówczas, że o 16.00 przyleci zimorodek. Rzeczywiście, godzina 16.00, charakterystyczny odgłos, „ćwierknięcie”. Przyleciał, usiadł na gałązce. Nie dysponowałem wówczas lepszym sprzętem. Zdjęcie zrobiłem krótkim obiektywem – opowiada policjant. By zobrazować, jaką drogę przebył jako fotografik, pokazuje kolejne zdjęcie zimorodka, właśnie to, które w ubiegłym roku wysłał na konkurs Polskiego Klubu Ekologicznego, i które ukazało się na okładce kalendarza. Na pierwszym planie, siedzący na gałązce nad wodą zimorodek trzymający w dziobie rybkę. Piękne ujęcie. Zdjęcie zrobione w Łomiankach. - Wrzesień, niski stan wód w Wiśle, dużo odsłoniętych mielizn – opowiada. - Zimorodki były wtedy bardzo aktywne, a ten, którego fotografowałem, dokonywał istnych szaleństw, co chwila z jakąś inną rybką siadał na gałęzi. Jest to bardzo wdzięczny ptak do fotografowania, o ile oczywiście nie widzi człowieka.
Pokazuje kolejne zdjęcie, zrobione nad Biebrzą. Rybitwa białowąsa zaplątała się w kilkumetrowy wodorost, próbowała wyciągnąć rybę i skrzydłem zaczepiła o roślinę. - Niecodzienna i wyjątkowa sytuacja, ale wówczas jeszcze nie miałem takiej wiedzy o fotografowaniu jak dziś i zrobiłem zdjęcie na zwykłych ustawieniach aparatu. Dużo straciłem na jakości, ostrości i głębi zdjęcia - powątpiewa, by drugi raz trafiła mu się taka wyjątkowa sytuacja.

Z jednej strony z dumą mówi o swoich umiejętnościach fotograficznych, podkreślając jaki wielki krok zrobił przez te kilka lat, z drugiej skromnie podkreśla, że ciągle jest jeszcze na etapie uczenia się wielu rzeczy. Twierdzi, że znajomość z kimś, z kim można dzielić pasję przyśpiesza rozwój umiejętności. Zazwyczaj na fotograficzne wypady wyjeżdża ze swoim kolegą Andrzejem, który także od kilku lat fotografuje przyrodę. Andrzej niezwykle barwnie opowiada o zwierzętach, o każdym spotkaniu z nimi. Jest niezastąpiony jeżeli chodzi o rozpoznanie, gdzie mają one swoje siedliska i kiedy się tam pojawiają. Koledzy wymieniają się swoimi doświadczeniami, wiedzą i planują kolejne zdjęciowe dni… Wiele pomógł mu też jego sąsiad Krzysztof, któremu - jak się okazało - także są bliskie ornitologiczne tematy.

A czy rodzina wciągnęła się w jego pasję? Hubert, syn Krzysztofa, raczej nie podziela zainteresowań ojca, ale 4-letnia Weronika już dzisiaj jest w stanie rozpoznać blisko 50 gatunków ptaków. Bardzo chętnie też będzie robiła zdjęcia, ale czeka, aż tata kupi jej aparat fotograficzny – koniecznie różowy. W każdym razie jej umiejętność rozpoznawania gatunków jest imponująca. Jak mówi Krzysztof Stachyra, w sumie w Polsce, według rożnych szacunków, jest około 448 gatunków ptaków, najwięcej z nich można spotkać oczywiście w parkach narodowych. Jemu osobiście zdarzyły się sytuacje, że robiąc zdjęcie, nie wiedział, jakiego ptaka fotografuje. Dopiero później przeglądając atlas, zakładając wątek na forum internetowym, dowiadywał się, kim jest bohater zdjęcia.
Córka odziedziczyła po tacie także wrażliwość. W ubiegłym roku policjant uratował przymarzniętą do lodu kaczkę. – Kiedy przyniosłem ją z dużą bryłą lodu do domu, żona tylko pokiwała głową. Pani Kaczka, tak nazywała ją Weronika, była u nas 3 dni. Wysuszoną i odkarmioną, ku rozpaczy córki i nieukrywanej radości żony, wypuściliśmy w miejscu, gdzie została przeze mnie znaleziona - opowiada Krzysztof i z rozbawieniem dodaje, że do dzisiaj, kiedy tylko Weronika zobaczy kaczkę krzyżówkę krzyczy „Tato! Moja kaczka”.
Cieszy go, że ma z kim dzielić pasję i, że zaraził nią też innych.

Wyjątkowe zdjęcia i piękne miejsca

Krzysztof Stachyra jest w stanie dokładnie opowiedzieć o każdym zdjęciu, które pokazuje, gdzie było zrobione, kiedy, w jakich okolicznościach i jak zachowywał się fotografowany ptak. Niektóre zdjęcia najlepiej wychodzą całkiem przypadkowo. Tak właśnie zostało zrobione to zatytułowane „B 52 -  wersja mini”, które przedstawia pisklę gąsiorka. Kiedy jadąc samochodem, zauważył samicę gąsiorka, zatrzymał się, by zrobić jej zdjęcie. Siedząc w aucie, usłyszał ćwierkanie, kwilenie pisklaka. – Spojrzałem, na lewo siedzi maluch na słupku i tak biadoli – opowiada jakby zdarzyło się to przed chwilą. - Mama uciekła mu na druga stronę ulicy, a on bał się poderwać i polecieć do niej.
Kolejne zdjęcie - walczące o pestki śliwek grubodzioby. Żywią się one głównie pestkami owoców i nasionami, nawet tymi twardymi, dlatego siła nacisku ich dzioba sięga około 50 kg. To ptaki, które prowadzą skryty tryb życia, latem żyją wysoko w koronach drzew, jedynie zimą można je czasem spotkać przy karmnikach, dlatego to zdjęcie jest dosyć niecodzienne. - Grubodzioba poznałem i pierwszy raz zobaczyłem dopiero dwa lata temu, wypatrzył go Andrzej w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego – mówi Krzysztof. - Już wiem, jaki wydaje głos i nawet jeżeli go nie widzę, to słyszę i wiem, że tu jest. Na brzegu Wisły jest ich dość dużo.

W tym roku więcej czasu spędzał w pracy: dwie powodzie, trzy razy wybory – przełożyło się to na jego możliwości czasowe. Jednak udało mu się zrobić wyjątkowe zdjęcie. Przedstawia ono gąsiorka z pasikonikiem zielonym. - Okazało się, że jest to dorosły osobnik, który nie zjadł owada sam, a przekazał najlepszy kąsek swojemu młodemu, który czekał nieopodal – wspomina fotograf.
Siwerniak – zdjęcie zrobione na kilkaset metrów przed szczytem Rysów. - Znajomi, dzieci i 15 kg sprzętu fotograficznego - tak zdobywaliśmy wówczas Tatry - wspomina policjant niecodzienne spotkanie z tym wysokogórskim ptakiem.
Potrzos, świstunka, pliszka żółta, siwa, pokląskwa, sikorka modraszka – każde ze zdjęć ma swoją historię. Przy niektórych zatrzymujemy się na dłużej. Dowiaduję się, że gołąb grzywacz jest bardzo romantyczny - W czasie, kiedy te ptaki łączą się w pary, odgrywają na gałęziach bardzo romantyczne sceny – przekonuje z pasją i dodaje, że przez większość ludzi w ogóle nie jest on odróżniany od zwykłego miejskiego gołębia. Sójki natomiast są bardzo ciekawskie. - Jeżeli rozbijamy namiot, rozkładamy sprzęt, to sójka zawsze jest pierwszym ptakiem, który przylatuje żeby sprawdzić co się dzieje. - Z uśmiechem dodaje - Do tego hałasuje, krzyczy i zwraca na siebie uwagę. I jeszcze jedna ciekawostka ornitologiczna: dziwonia - czerwony ptak, który przylatuje do nas ze wschodu z części subkontynentu indyjskiego i w sierpniu odlatuje tam z powrotem. Jest to jedyny gatunek, który przylatuje do Polski z tego kierunku.

Natomiast wyjątkowe miejsca to wsie Brzostowo i Mścichy na Biebrzą. Kultowe miejsca fotografów przyrody. Tu jeszcze normalnością są stada batalionów, rybitwy i rycyki. Jednym z piękniejszych miejsc w Polsce jest Biebrzański Park Narodowy. – Jeżeli ktoś lubi ptaki, to właśnie tu może doświadczyć naprawdę prawdziwej radości ze spotkania z przyrodą – przekonuje Krzysztof Stachyra. Na nim największe wrażenie zrobiły rybitwy białoskrzydłe. Te piękne ptaki, nie reagują nerwowo na ludzi, po prostu zajmują się polowaniem na owady. Rzadkość, na którą wszyscy „polują”  w Biebrzańskim Parku Narodowym, to sławna wodniczka, gatunek chroniony, który ma tam jedną z nielicznych w Europie ostoi. Wbrew pozorom nie jest wcale taka trudna do sfotografowania, trzeba tylko poświecić jej trochę czasu.

Kolejne ulubione miejsce mojego rozmówcy to okolice działki teściów, położone pomiędzy Sokółką a Dąbrową Białostocką, blisko wschodniej granicy. Malowniczy teren, cisza, spokój, dużo małych wiosek, łąki i lasy. Okazuje się, że wracając ze zdjęć, za każdym razem przynosi w aparacie ileś nowych gatunków zwierząt. Fotografuje nie tylko ptaki. Przyroda jest bardzo różnorodna, pokazuje więc zdjęcia młodej sarny, którą udało mu się uchwycić w kadrze, również w Warszawie, na granicy z Jabłonną. Od razu uświadamia, że przy podchodzeniu do zwierząt bardzo ważny jest wiatr, bo sarny są bardzo płochliwe i jak tylko poczują zapach człowieka - uciekają. Kolejne zdjęcia przedstawiają podlaskie krajobrazy robione o świcie. Do życia budzi się nowy dzień, a mgła unosi się nad łąkami. - Krajobraz o świcie, kiedy słońce wstaje, zmienia się praktycznie co sekundę, inne światło, inne kolory – przekonuje Krzysztof Stachyra. Kiedy ogląda te zdjęcia, mówi, że żal mu tych wszystkich przespanych poranków, tylu wrażeń i tych nie zrobionych zdjęć.

Grand Prix konkursu

Krzysztof Stachyra twierdzi, że jest realistą i dlatego nie wysyłał wcześniej zdjęć na żadne konkursy. Dopiero w ubiegłym roku trzy wybrane fotografie wysłał na konkurs Polskiego Klubu Ekologicznego organizowany pod hasłem „Bioróżnorodność Mazowsza”. Jego zdjęcie zatytułowane „Abrakadabra – czarowanie na Mazowszu” zdobyło I nagrodę. Dodatkowo kolejną fotografię, przedstawiającą zimorodka z rybą, wybrano na okładkę kalendarza na 2011 rok. Miłą niespodzianką było też zamieszczenie kilku prac w publikacji promującej Wisłę w Warszawie i wędrówki nadwiślańskie, opracowanej przez Pierwszą Warszawską Agendę 21.

Być może zachęcony sukcesem, wysłał swoje zdjęcia na konkurs „Nasze pasje w fotografii” organizowany przez Komendę Stołeczną Policji, który został objęty honorowym patronatem Związku Polskich Artystów Fotografików Okręgu Warszawskiego. Kolejna niespodzianka, także w tym konkursie jego fotografia zwyciężyła. Otrzymał Grand Prix konkursu za zdjęcie „Czapla siwa na tle tarczy słonecznej” oraz wyróżnienie za całokształt. Zdjęcie zrobił nad Narwią. - Czapla usiadła na suchym konarze, więc zacząłem trochę eksperymentować ze słońcem, które w tym czasie dosłownie na chwilę wyjrzało zza grubej warstwy chmur. Najkrótszy czas, najniższa czułość. Zrobiłem kilka klatek – wspomina i przyznaje, że dopiero w domu przejrzał zdjęcia. Nagrody z rąk Komendanta Stołecznego Policji odebrał podczas uroczystości, która odbyła się 12 stycznia 2011 roku w Białej Sali Pałacu Mostowskich.

Wypada tylko pogratulować i życzyć kolejnych konkursowych zdjęć!

Justyna Stachniewicz
 

Powrót na górę strony