Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Miłośnik krwi

Data publikacji 03.08.2008

"(...) czyny, jakie popełnił, wykazują, że jest groźniejszy od dzikiej bestii, bo obdarzony rozumem (...)” – stwierdził przewodniczący składu sędziowskiego, uzasadniając wyrok śmierci dla Karola Kota. On sam mówił, że mordowanie zaspokajało jego naturalną potrzebę przyjemności. "(...) lubiłem pić ciepłą krew i mordowałem jak nikt inny z Krakowa"– przyznał.

Karol Kot działał niecałe dwa lata – krótko w porównaniu z okresami aktywności innych seryjnych zabójców. Okrucieństwo, brak skrupułów i psychopatyczne upodobania zapewniły mu jednak miejsce wśród największych polskich zbrodniarzy.

Pierwszy raz zaatakował we wrześniu 1964 roku. Miał niespełna osiemnaście lat. "Coś za mną chodziło, gnało mnie, nakłaniało, aby kogoś ugodzić nożem. Zabrałem dwa noże i wyszedłem szukać obiektu. Pomyślałem, że najpewniej będzie zamordować w pustym kościele jakąś starą, modlącą się kobietę" – opowiadał w wywiadzie udzielonym na krótko przed wykonaniem wyroku. Zajrzał do kościoła Kapucynów, później do Sercanek na ul. Garncarskiej 2. Tu poczekał na ofiarę. Kiedy staruszka uklękła, pchnął ją nożem w plecy. Po wyjściu z kościoła w jednej z bram otarł palcem krew z ostrza, po czym zlizał ją.

W tym samym miesiącu wypatrzył na ulicy swój kolejny "cel" – znów starszą kobietę. Wszedł za nią do bramy domu na ul. Skawińskiej 2 i tu dźgnął od tyłu na wysokości serca. Obie kobiety przeżyły, ale druga została kaleką.

29 września Kota znowu "coś gna". Na ofiarę wybiera po raz kolejny starowinkę. Uderza w przedsionku kościoła klasztoru Prezentek na ul. Jana 7. Tradycyjnie, cios nożem w plecy. Kobieta umiera. Po zabójstwie Kot zachowuje się tak, jak za pierwszym razem – w jednej z bram ociera nóż, delektując się krwią (...).

Więcej o zbrodniach Karola Kota w artykule Przemysława Kacaka w sierpniowym numerze miesięcznika "POLICJA 997".

zdj. Andrzej Mitura

Powrót na górę strony