Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Stan wojenny - nie tylko ZOMO

Data publikacji 13.12.2006

25 lat temu, w niedzielny poranek gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Internowania i represje oprócz działaczy opozycji dotknęły też milicjantów nie zgadzających się na wykorzystywanie ich do politycznych rozgrywek. Jeszcze przed 13 grudnia milicyjni związkowcy ostrzegali o przygotowaniach do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Nikt im nie wierzył.

Po 13 grudnia internowano 24 milicjantów, wielu innych musiało się ukrywać. Represjonowani, nie mogli znaleźć pracy, ponieważ SB fabrykowała plotki o ich działalności szpiegowskiej i skutecznie zniechęcała nawet prywatnych pracodawców do zatrudniania byłych funkcjonariuszy. Szykanowanych milicjantów zmuszano też do opuszczenia kraju.
 
Milicjanci chcą związków zawodowych

Przyczyną takiego traktowania funkcjonariuszy milicji obywatelskiej był przede wszystkim postawiony w maju postulat utworzenia związku zawodowego. Nie było to polityczne science fiction, ale realne żądanie milicjantów, którzy chcieli m.in. rozdzielenia MO i SB oraz lepszej organizacji pracy. W zjeździe, na którym powołano Ogólnopolski Komitet Założycielski Związku Zawodowego Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (OKZ ZZ FMO), uczestniczyło ok. 700 funkcjonariuszy, a listy z poparciem podpisało ponad 30 tys. milicjantów. Dla ówczesnej władzy był to twardy orzech do zgryzienia.
 
Represje zamiast rejestracji

Kiedy wystąpiono o rejestrację związku, resort spraw wewnętrznych oczywiście nie wyraził zgody. Odpowiedział represjami. Ze służby zwolniono najbardziej aktywnych działaczy, żądano podpisywania oświadczeń o zaprzestaniu działalności związkowej, przenoszono na niższe stanowiska i pomijano przy awansach. Szykany wzmogły się w stanie wojennym: związkowców internowano, a wśród pracujących przeprowadzono czystkę.
 
Patrząc w przeszłość, taka reakcja władz nie powinna dziwić. Ruch związkowy w milicji był bowiem traktowany jako czysta fantazja. Był nie do pomyślenia. Gdy Funkcjonariusze MO złożyli w Sejmie petycję, aby w projekcie ustawy o związkach zawodowych wpisać także możliwość zrzeszania się milicjantów, ich przełożeni dostrzegli w tym kroku poważne zagrożenie dla stabilności PRL.

Głodówka w stoczni

8 grudnia, jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego, grupa działaczy OKZ ZZ FMO, domagając się przyspieszenia rejestracji związku, rozpoczęła w szczecińskiej stoczni strajk głodowy. Mieli poparcie Komisji Krajowej „Solidarności”. Na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego przerwali jednak głodówkę. W stoczni przez radiowęzeł cały czas puszczano odezwę do robotników i sił porządkowych napisaną przez Juliana Sekułę, obecnego wiceprzewodniczącego Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów.
 
Warto tu wspomnieć o bohaterskiej postawie Mirosława Basiewicza, wtedy kaprala Komisariatu MO w Piastowie, który w gorącym czasie przechowywał w ulu listy z nazwiskami i stopniami milicjantów popierających powstanie związku. Pomimo nacisków SB nigdy nie ujawnił tych danych - w ten sposób wielu ludzi ocalił przed represjami. Później, po wielu latach, jeden z czołowych działaczy ówczesnej opozycji powiedział do Basiewicza: "Wasz ruch był początkiem upadku komunizmu, bo gdy chwieje się resort represji, to znaczy, że chwieje się cały system”.
 
Wiktor Mikusiński, w 1981 r. porucznik MO, pierwszy przewodniczący OKZ ZZ FMO oraz późniejszy komendant stołeczny Policji, pracuje obecnie nad monografią ruchu związkowego w milicji.


Zdjęcia pochodzą ze strony www.ipn.gov.pl
Powrót na górę strony