Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Dzień trwający 96 godzin

Data publikacji 15.07.2010

Poniedziałek, 17 maja br. w Warszawie nie zapowiadał się zbyt ciekawie. Szare od chmur niebo nie umilało poranka. Prognoza przewidywała opady, miejscami nawet intensywne. Personel warszawskiego Zarządu Lotnictwa Głównego Sztabu Policji Komendy Głównej Policji, jak zwykle rano, rozpoczynał dzień pracy. Perspektyw na latanie raczej przy tej pogodzie nie było – no chyba, że wydarzyło by się coś szczególnego…

Pewien niepokój wnosiły informacje z południa kraju. Od 16 maja Małopolska, Śląsk i Podkarpacie walczyły z wielką wodą. W wiadomościach dnia podawano, że ciągu ostatniej doby spadło tam tyle deszczu, ile zakładała dwumiesięczna norma. W Małopolsce, w nurtach rwącej wody utonęły dwie osoby, ponad dwa tysiące musiało opuścić swoje domy. Meteorolodzy ostrzegali, że padać może nawet do piątku.

Rodzi się wielki kryzys

Początkowo nikt nie zdawał sobie jeszcze sprawy, iż rozpoczyna się, prawdopodobnie największy w tym roku, kryzys żywiołowy na terytorium Rzeczypospolitej. Jednak jego pierwszy etap rozpoczął się już dnia poprzedniego! 253 km na południe (w linii prostej) od Warszawy ten sam poniedziałkowy poranek, przywitał Kraków nie tylko zimnem i ulewnym deszczem. Tam żarty się skończyły. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie wyznaczył tereny bezpośrednio zagrożone powodzią.

Na prawobrzeżnym dopływie Wisły – rzece Rabie, woda w ciągu doby podniosła się o 5 metrów, osiągając wysokość ponad 11m! Ogłoszono alarm powodziowy w 73 gminach oraz w Nowym Sączu i Krakowie. Rozpoczęto realizację procedur przeciwpowodziowych na zbiorniku Świnna Poręba na Skawie. Dzięki temu udało się zredukować falę kulminacyjną o około 62%. Gdyby nie te działania fala kulminacyjna na Wiśle w Krakowie mogłaby być wyższa o 60 do 110 cm od zanotowanego stanu faktycznego!

Spokojny, jak dotychczas, rytm dnia warszawskich lotników policyjnych około godziny 14 przerwało polecenie – wylot do Krakowa. Kilkadziesiąt minut później dwa, ciemnozielone Mi-8 odlatują ze stołecznych Babic. W ten sposób zainicjowane zostały działania lotnicze na rzecz powodzian. Zaczął się bardzo długi dzień. Żaden z członków załóg nie przewidywał, że do bazy powróci dopiero po czterech dobach.

Śmigłowiec noszący rejestrację SN-41XP wylądował na lotnisku 8 Bazy Lotniczej w krakowskich Balicach przed 17:00. Drugi wiropłat – SN-42XP, wykonał lot przez Bielsko – Białą (wysadzając tam ministra Millera) i na Balice przybył godzinę później. Załogi pozostawały w gotowości do lotu. Zarówno piloci jak i technicy byli w pełnym zakresie przygotowani do współpracy z ratownikami wysokościowymi straży pożarnej, na wypadek działań ewakuacyjnych. Tego dnia nie było jednak zleceń.

Nie od razu

Najcięższe wiropłaty, znajdujące się w posiadaniu lotnictwa służb porządku publicznego, nie weszły z marszu do działań ratowniczych. Lotnicy byli do tego gotowi, jednak w lokalnym sztabie kryzysowym sytuację oceniano, że nie ma jeszcze potrzeby użycia lotnictwa. Wydarzenia klasyfikowano jedynie jako zagrożenie. Regionalnie dostępny był jeden PZL Kania. Wykonywał on loty patrolowe. Mimo, iż ponad 1000 osób zostało zmuszonych do opuszczenia swych domostw, szacowano że nasycenie rejonu lądowymi środkami ewakuacyjnymi na tyle duże, iż na decyzję o użyciu śmigłowców przybyłych ze Stolicy jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie było na tyle gwałtownych sytuacji, aby zachodziła konieczność ewakuacji kogokolwiek z powietrza, a na taką właśnie okoliczność lotnicy byli wezwani. Loty patrolowe ciężkich śmigłowców miały być wykonywane tylko w przypadku zagrożenia ludzi, którzy nie zdążyli się ewakuować. Dodatkowym czynnikiem wstrzymującym wykorzystanie wiropłatów był fakt niechęci mieszkańców zalewanych terenów do opuszczania swych domostw. Mniej więcej w tym samym czasie Straż Graniczna oddała do dyspozycji ratowników śmigłowiec PZL W-3 Sokół. Oczekiwał on w gotowości do startu na lotnisku w Nowym Sączu.

Do współpracy z śmigłowcami lotnictwa służb porządku publicznego wytypowano sześć strażackich grup ratownictwa wysokościowego. Lokalne sztaby kryzysowe szacowały, iż perspektywą opuszczenia swych gospodarstw, w samej tylko w dolinie rzeki Raby, zagrożonych jest ponad 7 tysięcy mieszkańców.

W Krakowie coraz gorzej

Ulewne opady spowodowały zniszczenia na kopcu Piłsudskiego. Oberwał się fragment ścieżki prowadzącej na szczyt, który pociągnął za sobą część zbocza – trasa turystyczna została zamknięta dla zwiedzających.

Komunikat Biura Prognoz Hydrologicznych Kraków z dnia 17 maja 2010 informował:

OSTRZEŻENIE HYDROLOGICZNE Nr 159

Zagrożenie: przekroczenie stanu alarmowego
Stopień zagrożenia: 3
Ważność: od godz. 19:00 dnia 17.05.2010 do godz. 19:00 dnia 18.05.2010
Obszar: Województwo małopolskie

Przebieg: W związku z prognozowanymi w dalszym ciągu intensywnymi opadami deszczu, spływem wód opadowych oraz zwiększonym odpływem ze zbiorników, przewiduje się dalszy wzrost stanów wody w strefie stanów wysokich na Wiśle oraz w zlewni Małej Wisły, Soły, Skawy, Raby, Dunajca i górnej Wisłoki przy przekroczonych stanach alarmowych na karpackich i lewobrzeżnych dopływach Wisły.

Skutki: Zagrożenia dla obszarów zalewowych, możliwość wystąpienia wody z koryt rzecznych i zalania przybrzeżnych terenów, uniemożliwienie prowadzenia prac hydrotechnicznych, utrudnienie funkcjonowania komunikacji lądowej i żeglugi wodnej, lokalne podtopienia. Zalecana ostrożność, konieczność śledzenia komunikatów i rozwoju sytuacji meteorologicznej i hydrologicznej.

Noc, dla załóg śmigłowców upłynęła spokojnie. Kolejny ranek był już dla całej Polski fatalny. Powódź zaczęła budzić coraz większe przerażenie. Stan rzek wciąż się zwiększał stanowiąc narastające zagrożenie. Zaczęto przebąkiwać o stanie klęski żywiołowej. Wzrastała liczba ofiar. Do akcji przeciwpowodziowej włączone zostało wojsko. W Małopolsce stan alarmowy na rzekach przekroczony został w 32 miejscach, a ostrzegawczy w szesnastu. Najpoważniejsza sytuacja była jednak w Krakowie. Wisła osiągnęła tam rekordowy poziom w historii. Wodowskaz w Bielanach, nad ranem sygnalizował przekroczenie stanu alarmowego o 308 centymetrów Było to o metr więcej w stosunku do pomiarów z dnia poprzedniego.

Śmigłowce bez pracy

W dalszym ciągu nie było jednak zapotrzebowania na działania z powietrza. Co było tego przyczyną? Nie odnotowano sygnałów o zagrożeniu ludzi. Z decyzją o wysłaniu śmigłowców w powietrze czekano na informacje o wystąpieniu konkretnego zdarzenia. Na chwilę obecną trudno jest to jednoznacznie stwierdzić czy tego typu postępowanie było słuszne. Jak wykazały późniejsze doświadczenia, siła i gwałtowność żywiołu jest tak duża, iż czekając na wezwanie od osób znajdujących się w zagrożonym rejonie, mogłoby zabraknąć czasu na ocalenie ludzi. Być może zabrakło na tym etapie centralnego ośrodka koordynacyjnego dla zagrożonego regionu. Być może osoby oceniające sytuację nie przewidywały aż tak olbrzymiej skali problemu. Na pewno wszelkie działania tamtego okresu będą wielokrotnie i pod różnymi kątami analizowane.

Jednak niewątpliwie jednym z najbardziej istotnych czynników wpływających na bezrobocie lotników była postawa samych mieszkańców. 18 maja, Minister Miller stwierdził: słyszałem, że nie wszyscy chcą się ewakuować. Zachęcam do tego, by nie czekać na ostatni moment: jesteśmy w terenie górskim, a tutaj woda wzbiera bardzo szybko. Uwierzmy, że jeśli ktoś proponuje nam ewakuację, to jest to naprawdę niezbędne. Niestety jednym z najpoważniejszych czynników wstrzymujących ludzi przed opuszczeniem swych gospodarstw była obawa przed ich obrabowaniem. Była to jedna z najbardziej frustrujących sytuacji. Nie można wszak nikogo zmuszać do opuszczenia swego domu. Na nic zdawały się zapewnienia, że funkcjonariusze policji będą zabezpieczać mienie osób ewakuowanych. Niestety nie świadczy to dobrze o zaufaniu do władzy oraz organów strzegących porządku – to smutne i przygnębiające. Przyjęcie takiej postawy nie brało się jednak z powietrza.

Na polecenie KWP w Katowicach, dzień po przylocie do Krakowa, jednego Mi-8 (SN-42XP) wysłano na lot patrolowo – prewencyjny rejonów znajdujących się na północ i zachód od Krakowa. Monitorowano okolice Zabrza, Bytomia oraz Zbiornika Goczałkowickiego.

We wtorek około godziny 22 fala powodziowa na Wiśle w Krakowie osiągnęła swój punkt kulminacyjny - 957 cm. To rekord w historii pomiarów prowadzonych przez krakowski oddział Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Było to o 80 cm więcej niż w pamiętnym roku 1997. W powiatach tarnowskim i bocheńskim oraz w Krakowie utonęły trzy osoby.

W środę, z uwagi na brak wykorzystania wiropłatów w rejonie miasta Krakowa podjęta decyzję o wykonaniu lotu w rejon potencjalnie zagrożony. Załogi otrzymały polecenie przelotu w rejon Szczucina i pozostawania w gotowości do wylotu na wyznaczonym lądowisku. Plan zakładał przbazowywanie śmigłowców dalej na północ, tak aby były w niewielkiej odległości od fali kulminacyjnej. Założenie to okazało się bardzo trafne. 19 maja śmigłowce rozpoczęły przelot na północ. Rejon Szczucina osiągnięto w czasie optymalnym, bowiem w godzinach przedpołudniowych zostały przerwane wały na Wiśle, przy dopływie rzeki Breń. Mimo tak dramatycznej sytuacji lotnicy nadal nie byli zaangażowani do działań ewakuacyjnych. Wystarczały środki lądowe.

Dramat Sandomierza

W środę po południu otrzymano polecenie natychmiastowego lotu do Sandomierza, w związku z zagrożeniem przetrwania wału. Także i w tym przypadku decyzje podjęto z dobrym rozeznaniem. Poziom wody w Wiśle wynosił tam nad ranem 840 cm – ponad dwa i pół metra powyżej stanu alarmowego i stale się podnosił. Ratownicy, dla własnego bezpieczeństwa, musieli zejść z wałów.

Tutaj piloci i mechanicy po raz pierwszy zetknęli się twarzą w twarz z siłą żywiołu oraz mogli naocznie ocenić pełnię zagrożenia. Załoga Mi-8 znalazła się nad zagrożonym rejonem kilka minut po przerwaniu wału. Z kabiny śmigłowca obserwowali niesłychane tempo zalewania olbrzymiego obszaru przez skłębione, brunatne wody Królowej Polskich Rzek. W zasadzie z marszu przystąpiono do realizowania działań ratowniczych.

Pierwsi ewakuowani

Na pokład ósemki zabierano osoby zamieszkałe w niewielkiej odległości od wału. Ich domy były zalewane lub dosłownie zmywane z powierzchni ziemi. Jednego mężczyznę lotnicy ewakuowali dosłownie w ostatnim momencie. Gdy po odtransportowaniu go w bezpieczny rejon załoga powróciła na miejsce akcji, aby jeszcze raz sprawdzić okolicę okazało się że nie ma już jego domu. W sumie tego dnia wyjęto z zalewanego obszaru 11 osób. Podobnie jednak jak w opuszczonym niedawno rejonie Krakowa, chętnych do ewakuacji nie było wielu. Lotnicy widzieli co się dzieje. Wszelkie informacje o zaobserwowanych osobach, znajdujących się na zalewanym obszarze przekazywali jednostkom Państwowej Straży Pożarnej. Niestety mieszkańcy nie mieli jeszcze świadomości jak wielkie grozi im niebezpieczeństwo. W godzinach południowych Mi-8 wykonujący loty nad miastem został przebazowany, na odległe o około 50 km lotnisko w Mielcu. Wkrótce wylądował tam tez i drugi policyjny wiropłat. Załogom należał się odpoczynek.

W czwartek rano z uwagi na fakt braku chętnych do ewakuacji z powietrza postanowiono, że grupa ratowników wysokościowych z JRG 3 PSP Kraków zostanie odesłana do swego miasta, aby tam wspomóc kolegów działających z ziemi. Gdy już strażacy opuścili pokład śmigłowca nastąpił przełom.

Obserwujący zalewane przez coraz większą ilość wody miasto, pilot reporterskiego śmigłowca, dostrzegł na dachach domów ludzi rozpaczliwie wymachujących rękoma. Niektórzy powiewali białymi materiałami. Była to jednoznaczna prośba o natychmiastową pomoc w ewakuacji. Zasadniczo osoby te zawdzięczają ratunek właśnie pilotowi małego, obwieszonego kamerami Błękitnego. To właśnie on zawiadomił załogę policyjnego śmigłowca o zaistniałym zagrożeniu. Mimo, iż krakowscy ratownicy byli już w samochodzie mającym ich odwieźć na południe, na jedno hasło podane, przez będącego w składzie załogi, Naczelnika Zarządu Lotnictwa Głównego Sztabu Policji KGP inspektora Mirosława Wnuka, wszyscy natychmiast wskoczyli ponownie na pokład.

Śmigłowce wystartowały. Piloci zostali naprowadzeni w rejon akcji przez kolegę z Robinsona 44. Przystąpiono do podejmowania zagrożonych. Do zmierzchu ewakuowano 30 osób.

Pod koniec dnia w rejon Sandomierza skierowano lotnicze wsparcie. Przyleciał wojskowy PZL Sokół i dwa PZL Kania Straży Granicznej. Te ostatnie śmigłowce nie za wiele mogły pomóc w bezpośrednich działaniach ewakuacyjnych. Wiropłaty wykorzystano do monitorowania sytuacji w miejscach zalanych oraz do oceny stanu wałów przeciwpowodziowych. Załogi naprowadzały w zidentyfikowane miejsca zagrożeń lądowe siły i środki ratownicze. Przejęcie tych zadań pozwoliło jednakże skoncentrować wysiłki załóg ciężkich śmigłowców tylko na realizowaniu zadań ratowniczych. Wierzono, że sytuacja szybko się unormuje. W czwartek wieczorem, dzięki wojskowej odsieczy śmigłowce policji mogły wreszcie powrócić na Babice. Załogom należał się wypoczynek, a wiropłatom niezbędne przeglądy. Przeprowadzono to w takim interwale czasowym, aby zrealizować dwa loty patrolowe. Jeden ze śmigłowców jeszcze przez cztery godziny pozostał w dyżurze w Dęblinie. W trakcie lotu powrotnego załoga stwierdziła pęknięcie wału 5 km na północ od Annopola. Początkowo wyrwa miała szerokość 0,5 m ale po 15 minutach było to już 10 m!

Niestety noc pozbawiła optymistów wszystkich złudzeń. Koło północy rozpoczęto ewakuację zalewanych wiosek w gminach Annopol i Wilków. W tej ostatniej rano zatopionych były już 23 wioski. Woda rozlała się na 90% obszaru gminy. W tym samym czasie, po przedostaniu się wezbranych wód Wisły przez dwie wyrwy w wale w Koćmierzowie koło Sandomierza, rzeka zaczęła wdzierać się do prawobrzeżnej części miasta. Burmistrz Sandomierza, Jerzy Borowski, zarządził ewakuację tego rejonu.

To już nie powódź. To katastrofa.

Niż, który przez berliński Freie Universität ochrzczony został imieniem Yolanda zaczął być katastrofalny w swych skutkach.

Piątkowy poranek uzmysłowił ludziom walczącym z powodzią ogrom zniszczeń poczynionych przez wodę. Do działań ratowniczych włączony został kolejny niebieski śmigłowiec. PZL Sokół dotychczas codziennie latał z Premierem (Sandomierz, Kozienice, Włocławek, Gdańsk). Do akcji w Wilkowie został skierowany z marszu, przez radio. 40 minut później dołączył do niego Mi-8. Załogi śmigłowców policyjnych miały coraz więcej pracy. Dzięki świetnej współpracy z PSP, do większości osób odciętych przez wodę w gminie Wilków i proszących o ewakuację, udawało się skierować jednostki pływające. Na pokład śmigłowców podejmowano osoby, którym groziło największe, bezpośrednie zagrożenie. Sytuacja pod Sandomierzem była bardzo zła. Początkowo ratownicy w ogóle nie mieli łódek, a w okresie późniejszym było ich zdecydowanie za mało.

Powstaje centrum zarządzania

21 maja, po posiedzeniu Rządowego Sztabu Kryzysowego, decyzją Komendanta Głównego Policji powołane zostało formalne Centrum Koordynacji Lotów Statków Powietrznych. Utworzone ono zostało na bazie Zarządu Lotnictwa Policji. Fakt ten świadczy dobitnie o roli i znaczeniu lotnictwa policyjnego w dotychczasowych działaniach. Jednocześnie na barki funkcjonariuszy przeniesiono wielką odpowiedzialność. Co prawda to właśnie oni do tej pory realizowali gro zadań związanych z lotniczym wsparciem dla walki z powodzią, jednak jak długo można operować stosunkowo skromnymi siłami tak sprzętowymi jak i ludzkimi? O problemach etatowych i w wyposażeniu lotnictwa policji wspominaliśmy nie tak dawno bo w tegorocznym numerze marcowym. Zagadnienia związane z pewnym niedoszacowaniem roli i możliwości lotnictwa służb porządku publicznego w działaniach ratowniczych przedstawiliśmy zaś w numerze kwietniowym.

Zagrożenie Warszawy

Kolejnym dniem alertu powodziowego był 22 maja. Zielone Mi-8 z biało-czerwoną flagą na osłonach silników wróciły na Babice dzień wcześniej. Konieczne było przeprowadzenie przeglądów i danie chwili wytchnienia załogom. Ich zadania przejęły wiropłaty wojskowe.

Tymczasem w strefie zagrożenia możliwością przerwania wałów przeciwpowodziowych znalazła się Warszawa. Władze Stolicy nadrabiały miną, jednak nie można było całkowicie pominąć milczeniem istniejącego zagrożenia. Było zbyt widoczne i zbyt realne. Dzień wcześniej około godziny 3:00 poziom Wisły w Warszawie przekroczył 700 cm (było to 50 cm ponad stan alarmowy), o godzinie 17:00 wodowskazy zalane zostały na wysokość 764 cm. Przedstawiciele ratusza zwrócili się do mieszkańców z apelem o pomoc w ustawianiu zapór na prawym brzegu rzeki.

Rano 22 maja najwyższy poziom wody na Wiśle w Warszawie wynosił 779 cm. Wystąpiło przesiąkanie wałów. Opublikowano komunikat dla mieszkańców Warszawy. Zawarto w nim mapę szacowanego obszaru zalewowego oraz informowano o sposobie przygotowania się na wypadek zagrożenia powodzią. Gdyby ziścił się najgorszy scenariusz koniecznością ewakuacji objętych musiało by być 100 000 ludzi! Na bemowskim lotnisku Babice w pełnej gotowości oczekiwały dwa policyjne śmigłowce Mi-8, PZL Sokół oraz PZL Anakonda z I Wydziału Lotniczego Biura Lotnictwa Straży Granicznej z gdańskiego Rębiechowa i... to wszystko! Strach pomyśleć o skali zniszczeń jaka mogła by nastąpić w wyniku przerwania zapór. Zgromadzone na EPBC siły lotnicze miały by olbrzymie trudności w udzieleniu mieszkańcom pierwszej pomocy, nie mówiąc już o realizowaniu działań długofalowych. Nad warszawskimi przeprawami mostowymi co chwila uwijał się mały policyjny Bell 206. Z jego pokładu monitorowano rozwój sytuacji na przedpolach. W hangarze ósemek oprócz załogi lotniczej dyżurowała Specjalistyczna Grupa Ratownictwa Wysokościowego z JRG 7, mającej swoją siedzibę na ulicy Powstańców Śląskich.

Woda nie odpuszcza

Kolejna wielka tragedia wydarzyła się 23 maja. W rejonie miejscowości Świniary koło Płocka doszło do przerwania wału przeciwpowodziowego na Wiśle. Do akcji ratunkowej skierowano wszystkie znajdujące się w okolicy śmigłowce. Ponownie jak w miejscach poprzednich także i w okolicy Płocka pierwszy pojawił się wiropłat niebieskich. Był to PZL Sokół. Wkrótce dołączyły doń śmigłowce wojskowe. Ich załogi nie tylko ewakuowały ludzi (w tym znaczną ilość dzieci) lecz również prowadziły akcję uszczelnia wałów przeciwpowodziowych. Aby wspomóc wysiłki w załataniu wyrwy w Świniarach zespół pięciu śmigłowców jednostek Wojsk Lądowych (Mi-8 i Mi-17) zrzucił do wody łącznie ponad 40 bloków betonowych i 24 tony piasku.

Akcja Szabrownik

Loty w celu ewakuowania ludności z zalanych rejonów nie wyczerpywały możliwości załóg śmigłowców LSPP. Wspomniane wcześniej zagrożenie zalanych gospodarstw grabieżami sprawiło, iż śmigłowce wykorzystywano także w porze nocnej, do lotów patrolowych nad zatopionymi skupiskami domów. Zadania te realizowały załogi pasiastych PZL Kania, wyposażone w gogle noktowizyjne i reflektory SX-5 lub SX-16 oraz niebieskie PZL Sokół i Bell 206, także wyposażone w reflektory olśniewające i głowice umożliwiające prowadzenie obserwacji w podczerwieni. Policjanci wykorzystali również zespół bezpośredniej transmisji obrazu na stanowisko dowodzenia. Działania prewencyjne prowadzono także w ciągu dnia. To, że były one skuteczne świadczy fakt zatrzymania, dzięki pomocy z powietrza, sześciu mężczyzn podejrzanych o napad na konwój i kradzież 240 tys złotych.

Podsumowanie

Wstępne szacunki są zatrważające. Odnotowano 25 ofiar śmiertelnych. Powódź poczyniła spustoszenia w 14 województwach. Ucierpiało 660 gmin. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, Tomasz Siemoniak poinformował, że zalanych zostało około 554 tys. hektarów w 2157 miejscowościach.

W okresie od 17 do 30 maja śmigłowce Lotnictwa Policji uratowały 74 osoby (podejmując je bezpośrednio na pokład). Znaczne grono osób zawdzięcza lotnikom ocalenie dzięki temu, że na ich zalewane gospodarstwa naprowadzono łódki i amfibie. Załogi wykonały 178 lotów w czasie 211 godzin 41 minut, z czego gro przypada na załogi Zarządu Lotnictwa Policji GSP KGP z warszawskich Babic (127 lotów w czasie 134 godzin 19 minut). Piloci pozostałych sekcji – z Krakowa, Poznania, Szczecina i Wrocławia wykonali łącznie 51 lotów w czasie 77 godzin 22 minut. Nie oznacza to bynajmniej, że lotnicy ci mieli mniejsze umiejętności czy też zapotrzebowanie na ich działania było drastycznie mniejsze. Niestety w sekcjach tych znajdują się jedynie wysłużone Mi-2, których potencjał ratowniczy jest bliski zeru.

Pozostałe grupy lotnicze – wojskowa i Straży Granicznej ewakuowały łącznie 51 osób z czego 50 podjęły śmigłowce lotnictwa wojsk lądowych.

Na oceny postępowania decydentów kierujących akcją ratowniczą trzeba jeszcze poczekać. Pośpiech i emocje związane z bezpośrednio zakończonymi działaniami nie są czynnikami sprzyjającymi obiektywnej analizie i wyciąganiu wniosków na przyszłość.

W akcji przeciwpowodziowej zaangażowanych było łącznie około 40 – 45 śmigłowców (wliczając w to wiropłaty cywilne, wyczarterowane do pomocy w uratowaniu produktów huty szkła w Sandomierzu). Już teraz można jednak zwrócić uwagę na pewne mankamenty. Jednym z najbardziej istotnych problemów była z pewnością łączność, szczególnie w pierwszych dniach współdziałania śmigłowców wojskowych z ekipami cywilnymi oraz lspp. Drugim było przygotowanie załóg. Wszyscy piloci wykazywali duży kunszt i opanowanie techniki realizowania zadań. Szkopuł tkwił jednak w niuansach. Załogi policji, straży granicznej oraz wojska szkolone są według odmiennych programów, które nie są ze sobą kompatybilne. O ile jeszcze lotnicy lotnictwa służb porządku publicznego trenują podobne procedury, o tyle piloci wojskowi mają minimalne doświadczenie we współpracy z cywilnymi grupami ratowniczymi. Powoduje to konieczność nabywania wiedzy w tym zakresie w ogniu walki, a to nie służy płynności w realizowaniu akcji ratowniczej.

"Skrzydlata Polska" (fragment artykułu)/ Paweł Kłosiński

Fot. Archiwum Lotnictwa Policji

Powrót na górę strony