Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Catfish - matrymonialny oszust w sieci

Data publikacji 01.02.2014

W latach osiemdziesiątych minionego wieku oszuści matrymonialni zazwyczaj działali jak serialowy „Tulipan”. Dziś nawet nie wychodzą z domu, wykorzystują do tego celu anonimowość internetu. Swoje ofiary mamią obietnicą wspólnej i wspaniałej przyszłości. Działając na wyobraźnię, wyłudzają pieniądze i znikają. Zdeterminowani policjanci poszukują oszustów.

Zaledwie kilka tygodni temu policjanci z Olsztyna, a za nimi media w całej Polsce, donosiły o mężczyźnie, który przedstawiał się kobiecie poznanej przez internet jako generał amerykańskiej armii. Był tak wiarygodny, że mieszkanka powiatu elbląskiego dała się nabrać i uwierzyła we wszystko, co pisał „żołnierz”. 50-latka uwierzyła nawet, że podczas rzekomej misji w Afganistanie odnalazł skarb warty kilkanaście milionów dolarów. Obiecywał, że podzieli się z nią odkrytym złotem, musi je jednak przetransportować przez granicę i potrzebuje gotówki na wynajęcie prywatnego samolotu. Fundusze na ten cel miała zgromadzić internautka. Kobieta zapożyczyła się więc u rodziny i znajomych na ponad 200 tys. złotych. Gdy pieniądze przekazała poznanemu na portalu randkowym mężczyźnie, ślad po nim zaginął. Wtedy zdała sobie sprawę, że miała do czynienia z oszustem.

Zdobyć serce, później … pieniądze

Taki cel stawiają sobie oszuści matrymonialni. W ostatnim czasie coraz częściej wykorzystują do tego internet. Wiedzą, że tam są anonimowi, że mogą przedstawić wiarygodną historię, a osobie po drugiej stronie będzie trudno zweryfikować podane informacje. Wykorzystują sytuację osobistą internauty. Za pośrednictwem portali randkowym czy profilów na portalach społecznościowych „łowią rybę” (ang. catfish). Podają rzekome szczegóły ze swojego życia. W czarujący i ujmujący sposób prezentują niezwykle precyzyjnie przygotowaną w tym celu opowiastkę. Krok po kroku zdobywają serce kobiety (zdarzają się przypadki, w których ofiarami są mężczyźni, jednak jest to zdecydowana mniejszość).  Teraz pozostaje im tylko zdobyć pieniądze i zniknąć. Ofiara jeszcze niczego nieświadoma swoje pieniądze lokuje w przyszłość z poznaną osobą. Ufa jej, nic nie podejrzewając przekazuje pieniądze, które najczęściej już ma. Bywa też i tak, że aby uzyskać potrzebne środki finansowe, zapożycza się.

Na tropie oszustów

Gdy ofiara orientuje się, że zmyślnie opowiedziana historia, to jedno wielkie oszustwo, nie może w to uwierzyć. Trudno jej także przyznać się przed sobą i najbliższymi, że była tak naiwna i łatwowierna. Niestety jest już za późno. Do akcji wkraczają policyjni kryminalni i dochodzeniowcy. Ustalają mechanizm działania sprawcy, próbują zgromadzić wszystkie możliwe szczegóły, które pozwolą trafić na jego ślad. Nie jest to łatwe, bo sprawca zwykle wszystko bardzo dobrze zaplanował. W niektórych sprawach śledczy decydują się na publikację informacji o poszukiwanym oszuście, ostrzegając w ten sposób inne potencjalne ofiary.

Takiego oszusta matrymonialnego od kilkunastu lat poszukują także policjanci z Bielan.  - Eugeniusz Gadomski ukrywa się przed organami ścigania już od 1998 r. Wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania i kilka listów gończych. 80-latek oszukał na znaczne kwoty wiele samotnych kobiet. Wszystkie zapamiętały go jako bardzo eleganckiego mężczyznę, który najczęściej nosił garnitury, złotą bransoletę oraz sygnet ze szlachetnymi kamieniami – opowiada podkom. Elwira Brzostowska, oficer prasowy bielańskiej komendy.

O pechu mógł mówić pewien 48-latek, poszukiwany trzema listami gończymi za oszustwa. Piotr P. wpadł w ręce północnopraskich policjantów po tym, jak do jednostki Policji zgłosiła się jedna z jego ofiar. Zdeterminowana, by ten poniósł karę za swoje czyny, opowiedziała swoją historię. Jak ustalili śledczy, nie tylko ona została przez niego oszukana. Mężczyzna szukał kobiet na portalach społecznościowych. Umawiał się z nimi, a gdy zdobył zaufanie, pożyczał pieniądze i znikał. Tym razem plany pokrzyżowali mu policjanci.

Internetowy sposób "podrywu" wykorzystywał także 21-letni Konrad K. zatrzymany w Warszawie. Swoje ofiary wyszukiwał za pośrednictwem portali internetowych. Wzbudzał zaufanie. Obiecywał stały związek, zapominał tylko wspomnieć, że ma żonę i dwójkę dzieci. Kobiety, które mu wierzyły, same przekazywały mu pieniądze. Jednej wmawiał, że potrzebuje ich na prowadzenie własnej działalności, innej, że na leczenie za granicą chorego ojca. W rzeczywistości gotówkę przeznaczał na wynajem luksusowych aut i mieszkań na terenie kraju.

- "Tulipan" z Wołomina natomiast poznał swoją ofiarę w sklepie. Razem pracowali. Z czasem zaczęli się umawiać. Młody człowiek bywał gościem w jej domu, prawił komplementy i zapewniał o gorącym uczuciu. Mówił też o sobie: że został porzucony przez matkę, że rodzice adopcyjni oddali go do domu dziecka. Twierdził, że nie ma nikogo bliskiego, a bardzo chciałby mieć normalną rodzinę i dom. Dostał od kobiety miłość, ale też pieniądze, kredyty, dwie umowy na telefony komórkowe. Odchodząc, zabrał jeszcze MP4 i biżuterię. Krzysztof T. został zatrzymany. Jeden z kradzionych pierścionków podarował nowej dziewczynie – przypomina sprawę asp. sztab. Tomasz Sitek z wołomińskiej komendy.

Inny oszust ogłoszenia zamieszczał  w zagranicznych mediach, podpisywał się imieniem Narcyza lub Miranda. Twierdził, że może odwiedzić adoratorów, ale potrzebuje pieniędzy na podróż. Trzech Kanadyjczyków, Niemiec, Francuz i obywatel Wielkiej Brytanii dali się nabrać. Jak się okazało sprawcą był polski rolnik. Został kolejny raz skazany, wcześniej wpadł, gdy jeden z zainteresowanych panów odwiedził swoją „wybrankę” w Polsce.

Również w sądzie zakończyła się głośna sprawa 24-letniego Artura B. Mężczyznę poszukiwano w całej Polsce. Na koncie miał kilkadziesiąt oszustw, których dopuścił się w ciągu kilku lat. Znajomości zawierał głównie za pośrednictwem portali internetowych. Zranione przez niego kobiety twierdziły, że wzbudzał zaufanie. Często to zaufanie było tak duże, że kobiety zawierały umowy kredytowe, a pieniądze zdobyte w ten sposób oddawały Arturowi B. Wierzyły mu, więc naturalnie umożliwiały mu również dostęp do ich kont bankowych. Ze środkami szybko znikał. Mężczyzna często zmieniał tożsamość, posługiwał się sfałszowanymi nazwiskami i podrobionymi dokumentami. Wiadomo też, że przedstawiał się jako lekarz pediatra. Mówił też swoim ofiarom, że jest rehabilitantem, pracownikiem NIK, inspektorem nadzoru budowlanego, policjantem drogówki, byłym żołnierzem armii USA czy też kierowcą ambasady USA. W listopadzie 2010 r. zatrzymało go w Częstochowie dwóch policjantów z Warszawy, którzy rozpoznali go, gdy ten na chwilę wyszedł w kapciach przed blok, w którym mieszkał.

Mimo, że upłynęło wiele lat od nakręcenia słynnego filmu „Tulipan” z 1987 r., nadal, gdy myślimy o oszustach matrymonialnych, wracamy pamięcią do pierwowzoru głównego bohatera. W czasach PRL rozkochiwał kobiety tylko po to, by zdobyć ich zaufanie i okraść z kosztowności. Sam chwalił się kiedyś podczas wywiadu w telewizji, że tych oszukanych przez niego kobiet było… kilka tysięcy. Po dwóch tysiącach rzekomo przestał liczyć. W akcie oskarżenia znalazło się dwieście nazwisk ofiar. Niektóre z nich były nadal przekonane, że to jakieś nieporozumienie. Sąd ogłosił wyrok 15 lat więzienia, mężczyzna dzięki amnestii wyszedł na wolność po 9 latach.

Kobieta oszust – kobieta ofiara

Media w ostatnich latach donosiły nie tylko o oszustach, ale i oszustkach matrymonialnych. W grudniu 2010 r. sąd we Wrocławiu skazał na 2 lata więzienia kobietę, która przez cztery lata podawała się za mężczyznę. Swoją ofiarę poznała na portalu randkowym. Oszustka wykorzystała jej załamanie psychiczne. Przez cztery lata manipulowała nią po to, by otrzymać pieniądze potrzebne rzekomo na ratowanie swojego zdrowia czy na wsparcie firmy. Wysyłała zdjęcia, smsy, e-maile, w których obiecywała wieczną miłość. Mieszkanka powiatu bolesławieckiego przekazywała więc miesięcznie około 10 tys. złotych przelewem na adres osoby, której nawet nie widziała. Straciła około 400 tys. złotych (swoich oszczędności i pieniędzy uzyskanych z zaciągniętych kredytów).

Ostrożność nie zawadzi

- Żyjemy w czasach, kiedy dostęp do Internetu jest powszechny. W sieci funkcjonuje wiele portali społecznościowych czy portali randkowych. Niestety anonimowość, jaką daje Internet wykorzystują także oszuści. Łatwo jest umówić się z nieznaną osobą, opowiedzieć jej co tylko przyjdzie do głowy i udawać kogoś innego. Informacje te jednak trudno zweryfikować. Z czasem łatwo nabrać przekonania, że się kogoś doskonale poznało w sieci i zaufać mu także w realu. To niebezpieczne. Dlatego warto z dużą ostrożnością czytać zamieszczane posty i zawsze zachować czujność. Jeśli jednak zorientujemy się, że padliśmy ofiarą takiego oszusta, nie należy zwlekać, trzeba jak najszybciej powiadomić Policję – przekonuje podkom. Joanna Banaszewska z wolskiej komendy.

Ostatnio sami oszukani (a są w tej grupie nie tylko kobiety) przestrzegają innych przed naciągaczami. Tworzą blogi, na których opisują krętactwa poznanych przez Internet. Ostrzegają, że obdarzenie zaufaniem kogoś, o kim niewiele wiemy, może sprowadzić poważne kłopoty.

kom. Anna Kędzierzawska / KSP

Powrót na górę strony